sobota, 19 kwietnia 2014

jestem tenisistom



Od ponad miesiąca używam Blackmagica. Pocketa. Poznałem go dobrze. Świadomie wybrałem taką kamerą. Malutka, bardziej kompakt niż narzędzie do filmu, niezbyt wygodna, za to z wysokiej jakości obrazem. Uznałem jej wady i staram się użyć zalety. Na lekkim statywie, z niewielkim obiektywem i czasem lampką od manfrotto porywam ten zestaw do ręki i zwiewnym krokiem zabieram się do pracy. Po to go wziąłem. Mój cały sprzęt jest lżejszy niż dźwięk ekipy z TV-pierdu co podśmiechuje się na mój widok. Co pyta czy nie stać mnie na lepszą, albo się martwi że nie wiem co w ogóle robię. I tak jest wszędzie. Nie pyta nikt dlaczego. Bez cienia ciekawości pada ekspercka ocena: eeeee małe-niedobre. Uniwersalna wiedza każdego, od pana Staszka co pierwszy raz przed kamerą do piarowca co tylko dużym może budzić respekt. Każdy wie lepiej, umi ocenić. Każdy rozumie jak działa kodek jeden czy drugi, co to jest osiem o co 12 bitów, po co jest RAW a po co inny format - no sami eksperci asz się boję. A może nie… . I tylko jeden premier Pawlak zapytał przy okazji. „a czemu taka a nie inna, na co pozwala i czy się sprawdza, czy to kierunek czy dziwactwo?” - miło się rozmawiało i choć polityki nie cierpię to myślenie bardzo szanuję.


piątek, 18 kwietnia 2014

Zanikanie przez niechcianie

Dokumentu prawie nikt nie rozumie, prawie nikt nie ogląda.  Prawie nikt  się nim nie zajmuje.  Na wrocławskim festiwalu NH sporo projekcji dotyczyło tego gatunku. Szczególnie upodobałem sobie debiuty i krótkie metraże ubogacone poprojekcyjną dyskusją,  a właściwie  jej brakiem. Nikt się nie spierało o prawdę lub obiektywizm, o udział obserwatora w obserwowanej sytuacji lub słuszność takiego lub innego wyboru. Raczej krótkie informacje, że film jest zaliczeniem semestru lub jakimś odszczepem powstałym z pozostałości po innym unijno/komercyjnym przedsięwzięciu. 
Taki los dokumentu, w świecie dominujących kolorowych obrazków co mają przynieść ukojenie po pracy, rozrywkę i trochę marzeń o nieistniejącej  krainie jamesa bonda. 
Dlatego pomysł na dokument o lokatorach walących się budynków zostanie raczej w głowie niż na ekranie laptopa. 
Trzeba byłoby jeszcze pogadać z ludzmi, namówić na wypowiedź profesora Jacka Wodza,  kogoś z urzędu miasta, kogoś jeszcze może. Trzeba byłoby porozmawiać z mieszkańcami, obecnie przesiedlonymi w różne miejsca aglomeracji śląskiej... . 
Trzeba byłoby wreszcie pójść do kina na Drive, opowieść o chłopaku, który za dnia pracuje w roli kaskadera, nocami wynajmując się jako kierowca gangsterów...;)

niedziela, 9 lutego 2014

jest moc...

Marketing ponad wszystko. Blogerzy „niedokładni” a reklamy producenta mocno stronnicze. Stąd w moim blogu wpisy o Blackmagicu. Więc, jest to fajne narzędzie. Małe, poręczne i można przywyknąć, że poza wysoką jakością obrazu nie oferuje wiele. 
W sumie kłopotów sporo. Już kiedy chcemy to przykręcić pojawia się zdziwienie. Nie pasi do riga, do wałków, do
reszty osprzętu. No, pasi do kieszeni koszuli, jak dumnie chwali się producent - jakby ją ktoś tam chciał nosić na co dzień. Zresztą potrzeba dwóch kieszeni - ta druga na garść akumulatorów. Więc kształt, wymiary, zasilanie.  Przyłącza profesjonalne ponoć  - na małym jacku. Słuchawki okej, ale mikrofon, czy audio w ogóle to lekka przesada. I to nieszczęsne mikro HDMI co się połamie po tygodniu… . Ech. 
Obraz, boski. Nie będę już się zachwycał, może coś nagram na pokaz, kawałek jakiś. Jednak bez dźwięku, bo te wbudowane mikrofony to jakoś dziwnie piszczą i słychać w nich typowe dla elektroniki zakłócenia. No, do synchra to starczy:) Obraz bossssski, już pisałem? Ale rolling jest i to spory, jak ktoś liczył że nie ma to sorki. I opóźnienie na wyświetlaczu tak że go widać choć żyć się daje. W lustrzance nie było, to mówię. Movie - tak się pisze chyba. 
Mała jest więc się wszędzie  zmieści. Z niewielkim obiektywem do dyskretnych dokumentów, lub by gdzieś zamocować, powiesić - bardzo dobra. By zawsze mieć ze sobą (w torbie, nie kieszeni) też idealna. By nagrać coś na szybko, albo do offowego kina super także.
Kupując warto pomyśleć o filtrach szarych, zewnętrznej ładowarce, szerokich obiektywach tych w wersji do kieszeni i dużych gdy trzeba trochę normalniej popracować. 
I warto pamiętać ja narzekalski jestem, a to naprawdę fajne narzędzie i kiedy je oswoić odwdzięczy się pięknym obrazem. 

piątek, 31 stycznia 2014

plotki jakobym się znudził są daleko przesadzone

Nie robię nic . Nic przynajmniej co warto byłoby opisać. Uczę się. Sporo tego. Nie będę już pisał o filmie dla firmy x lub reklamówce y. To moja praca, szanuję ją, czasem nawet lubię. I tyle. 
Czas wziąć się za film. Taki ze scenariuszem, produkcją, zagrany jakoś profesjonalnie i zrealizowany w miarę możliwości. Niezależny, bez wsparcia ze strony instytucji filmowych. Choć nawet niezależny potrzebuje funduszy. Szukam. Proszę.
Mam scenariusze, dwa. Trzeci to dokument. Trochę to rozgrzebane, ale mniej więcej gotowe. Wiem z kim bym chciał, wiem jak. Potrzebna tylko kasa i czas. Albo sama kasa, wtedy łatwiej o czas. 
Niewielka ekipa, trzech aktorów, trzy lokalizacje, maksimum 30 minut. Potrzebny sponsor/mecenas, bo na crowdfunding w sieci nie liczę. Chętni do wsparcia lub udziału mile widziani.

czwartek, 31 października 2013

diagnoza stanu - expoze

I po rozstaniu. Czy żałuję? Nie bardzo. Rynek chce "dużo tanio tesko". To można zrobić wszystkim. Ostatnio lubię cykanie ajfonem. Ma HDR i zmusza do myślenia - jak dawniej lustrzanki z obiektywem stałoogniskowym. 
To uproszczenie. Wiadomo lustrzankę mieć trzeba, choć warto pamiętać, że sam aparat zdjęć nie robi (ale dość wszystko jest jedno jaki). Jak ma się lustrzankę to idzie dorobić na pstrykaniu, choć droga kosztuje więcej niźli zarobek jaki przyniesie. Lepiej mieć taniom. Wiadomo, rynek ma prawa, popyt-podaż, łosz-end-goł, trzy w jednym. Tak to widzę na codzień. Czasami, rzadko, się zdarza inaczej. Że są oczekiwania, pomysły że chodzi o
jakość nie jakoś. Tak bywa, czasami. Co dalej. Blackmagic. Kto raz uwidział ten wierzy. Od tego nie ma ucieczki. 30 klatek, DNG, 4K i zapis na dysku, plastyka i głebia - tego się nie da nie kochać. Aż szkoda że rynek jak zwykle swoje. A światak... zawija i nic go nie obchodzi. Kulture obrazu poznaje z wikipedii, za mantrę ma rynek i dużo tanio tesko. 

sobota, 13 lipca 2013

dualizm - CV

Dualizm się zaczął w podstawówce. Tamten był korpuskularno-falowy. Teorie przedstawił niezapomniany pan od fizyki - Czyż. Ciągnie się za mną ten dualizm od wtedy do teraz, bez przerwy. Dotyczy dźwięków, uczuć, obrazu.

Urodziłem się późno lub za wcześnie. W czasach gdy jedna kultura już dobiegała,  druga raczyła raczkować. Do teraz mam kłopot do której mi bliżej. Czy filmy Kieślowskiego, czy te obecne kręcone z ręki,  w 48 godzin. Czy mówić Coś czy jakoś? Teraz też Coś się mówi, czasami.  Częściej ważniejsze jest jakoś. Że poruszone zdjęcia, że kadry niby niedbałe, że montaż taki dziki jakby. Są takie filmy na festiwalach. Najczęściej gnioty o niczym. Zdarzają się perełki co budzą zazdrość. Gdzie gra to wszystko ze sobą. Gdzie Coś jest Jakoś pokazane. To ten cholerny dualizm. Ma podgatunki. Dotyczy kina normalnego obiegu i działa w niektórych  filmach. Dotyczy też malutkiej twórczości, czasami w internecie, na youtubie najwyżej na przeglądzie jakimś. Tam też Dualizm bywa obecny.
Jego obserwacja nie męczy wcale. Ot jedni widzą inni nie dostrzegają tego zjawiska. Prawdziwy kłopot jest z jego świadomym stosowaniem. Gdy chce się Coś napisać by Jakoś to pokazać. Niby wiadomo scenariusz, scenopis, zdjęcia. Ale dualizm trzeba mieć w głowie i potrafić go stamtąd wyciągnąć. I to jest trudne, choć się staram.

Autorką zdjęć jest Żaneta Walczak, pięknie dziękujemy.


poniedziałek, 11 marca 2013

postęp - podstęp

Gadżet znów górą. I znowu kłopoty. Bo przecież ma być jak zwykle. Kamera -  duża, światła od groma, kabli dużo i bez gadżetów proszę.  Tak mam na co dzień. Umiejętności raczej się nie liczą. Ważny jest blichtr, wrażenie, aura profesjonalnej naftaliny. Im więcej "gratów" tym lepiej, tym więcej trzeba zapłacić i "lepszy produkt" - oczywiście. Ja to mam w nosie. I-phona mam od zawsze, po dokupieniu "mikrofonika" nie mają sensu rekordery-bajery. Profesjonalny mikrofon i program za kilka euro biją na głowę standardowy rekorder radiowca. Wygodny pulpit, łatwa edycja, dowolny format zapisu i klik - o, właśnie wysłałem na Dropa, lub mejlem do radia i gazety. Dziwne że nikt się nie dziwi że tak można. Że lepiej jest bawić się w magnetofon, żonglować kartą SD z laptopem na kolanach, no chyba że prawdziwa kaseta, ale to tylko hardcorowcy w najszlachetniejszej odmianie.

niedziela, 17 lutego 2013

łatwo, łatwiej, najłatwiej

W dorosłym życiu posługiwałem się Final Cutem. Ten zaawansowany program daje możliwości daleko większe od potrzeb. Montaż obrazu to proste w filmie zajęcie. Można realizować je wyrobami różnych producentów. Profesjonalne oprogramowanie spod znaku Appla czy Avida nadaje się doskonale. Każde ma swoje cechy i wymagania, każdego trzeba się uczyć prawie od nowa. Z wyjątkiem nowej wersji jabłka. Prosty do bólu soft wywołał sporo kontrowersji. Obraza dla zawodowców, podobny do amatorskiego oprogramowania FCP X nie spotkał się z dobrym przyjęciem. U mnie ma coraz lepiej. Wystarczy zdziecinnieć, zapomnieć o starych nawykach by śmieszne funkcje nabrały sensu i znaczenia. Staram się montować w nowym Finalu.
Prosto i szybko wykonać pracę dla telewizji, internetu albo innego medium. Bez niepotrzebnych etapów, z laptopem na kolanach. Może do filmu bym go nie zabrał, lecz do codziennej pracy już jak najbardziej. Dużo, tanio, Apple - i nie ma co się czepiać, jak obiektywnie popatrzeć.

czwartek, 3 stycznia 2013

zamiast podsumowania

W tym roku czas zleciał na produkcji materiałów,  reorganizacji działu pewnego przedsiębiorstwa i różnych takich. Nie skarżę się wcale. Zupełnie serio cenię współpracę z firmami dla których coś tam robię i cieszę się gdy zrobione spotyka akceptacja.
Niewiele więcej dokonałem. No, napisałem scenariusz i serio całkiem chcę go zrealizować. Trochę się nauczyłem, zdobyłem doświadczenia i pewność co i jak, by tak lub nie tak.

2012 był pracowity i choć nie owocuje wielkim dziełem należy go ocenić z satysfakcją. Tym bardziej go lubię (ten rok) że wiem już co i jak oznacza dla mnie kino. posiadłem ogląd na stan rzeczy i wiem już w którą stronę należy łodzią moją kierować.
Uprzejmie dziękuję tym co zaufali mi w roku 2012 i tym którzy pomogli podczas niejednej realizacji. O wybaczenie proszę za upór i przekonanie do moich jedynie słusznych racji. Jeszcze raz wszystkim dziękuje i do ponownego spotkania w przyszłym roku

środa, 28 listopada 2012

kino jakie kocham


Film Sasnalów zostawiłem kiedyś na kiedyś. Teraz wiem, że to obraz perfekcyjny, drugi po Wstydzie, co wchodzi w głowę i prześladuje przez cały czas. Film Sasnalów nie epatuje akcją, dialogi też nie są zbyt obfite. Kilka zdań i wszystko.Wspaniałe zdjęcia, idealne do założonej formy, statyczne, perfekcyjnie skomponowane kadry budujące na prawdę długie sceny. Do tego montaż miód z boczkiem po prostu. Ręka malarza. To widać wcale nie w kompozycji (choć w niej także). Wilhelm Sasnal potrafi pokazać przemoc samym wzrokiem, tragizm, albo nieszczęście zaledwie sygnalizując przebieg wydarzeń. Nie ma w tym filmie przemocy, nie ma rozpaczy i beznadziei. Wszystko to tworzy nasza głowa motywowana obrazami. to obrazy i emocje zmuszają do myślenia. Z daleka widok to film na wskroś autorski. Autorzy mówią jak kiedyś Kieślowski, że film zrobili dla siebie. Że tylko takie kręcenie ma dla nich sens. Było ich stać na niezależność której część musiał poświęcić autor tryptyku o kolorach. Film Sasnalów jest równie piękny jak niemasowy. Jest zaproszeniem do rozmowy, a rozmawiać jak mawiał Kieślowski, warto jedynie o sprawach ważnych. Ićta do kin, kupcie dvd bo na blureju pewnie nie będzie. Amen.

sobota, 22 września 2012

sztuka niezatapialna

Postęp wyniszcza. Absorbuje myślenie odciągając od tego co ważne. Uczestniczymy w pogoni za króliczkiem. Inna matryca, lepsze kodeki, nowe gniazdko, czy jeszcze jedna opcja w okienku wyświetlacza. Króliczek się zmienia, ewoluuje. Zamienia producentów, modele i typy wyrobów. W tym wszystkim co rusz się zapomina że ponad stuletnie kino pozostaje niezmiennie takie samo.Niedawno całkiem zachwycał mnie montaż "Pulp Fiction", lecz... "Do Widzenia Do jutra" techniką zdjęciową nie różni się wcale. Te same długie na kilka minut sceny, podobna praca steadycamu (wtedy już było coś takiego?). Czasami niewiarygodnie długie ujęcia, poprawne panoramy i dialogi. Język kamery jest stały, choć nasz króliczek ucieka. I nie przeszkadza wcale że "Melancholia" Larsa Von Tiera, zmontowana wbrew szkolnym zasadom, ogląda się świetnie.Jest w "Do widzenia..." scena spaceru po kościele. Długa jak sam kościół i jeszcze trochę. Z jednej kamery. Za to zrobiona z głową, operatorską głową. I mnie się wydaje że tej głowy ćwiczenie jest naważniejsze. Reszta to tylko zabawki, sypiące się ostatnio jak króli z rękawa magica.

niedziela, 19 sierpnia 2012

ugrzęzłem trochę


Ugrzęzłem trochę. Ciągle zajęty nie mogę znaleźć czasu na rozpoczęte projekty. Czekam zawieszony w próżni. Miesiące krótkich filmików odeszły w niepamięć, ambitne plany rozwoju nie mogą się przebić wśród licznych obowiązków. Czas na zmiany. Wyposażony i doedukowany chętnie podejmę poważne wyzwanie. By się rozwijać muszę coś wybrać. Nie będzie to pewnie fabuła. To praca zbiorowa, więc w gronie zbiorowości. Praca w zespole przy moim nawale obowiązków wydaje się niemożliwa. Zostaje dokument. Ukochany gatunek Kieślowskiego. Może to dobry wybór. Pozwala się wypowiedzieć, rozmawiać z ludźmi a technologia potrzebna do produkcji jest łatwa jak nigdy dotąd.

niedziela, 29 kwietnia 2012

przypadek

Przypadek decyduje o losach ludzi i przedmiotów. Pojedyncze zdarzenie kieruje przebiegiem dnia, jakimś działaniem, czasami życiem. Jedna zmiana pociąga za sobą inne i nie do końca wiadomo jak byłoby gdyby nie to co miało już miejsce. Dla jednych przypadek, dla innych przeznaczenie, lub jakaś inna siła. Coś co popycha niewidoczne domino pozornie przypadkowych zdarzeń...?

niedziela, 22 kwietnia 2012

praca

Codzienność pracy. Powszechna wśród nietworzących wielkich projektów. Bez dotacji od PISF, marszałka, czy domu medialnego lub banku. Wolność dają pieniądze, to jasne. Własne pieniądze. Środki od instytucji to zawsze jest zobowiązanie. To możliwości ale i rygor wypełnienia ustaleń, spełnienia oczekiwań. To wejście w układ. Dlatego cenię sobie moich klientów. Firmy czy przedsiębiorstwa dla których wykonując czasami proste choć zawsze staranne usługi zarabiam na życie lub nowe potrzebne do pracy "zabawki". Więcej informacji o zleceniach komercyjnych można znaleźć w zakładce "prace".

niedziela, 11 marca 2012

kij w mrowisko

W wirtualnej przestrzeni studia wirtualnego aktora raz jakiś może zastąpi żywy człowiek. Nie po to by grać bynajmniej, raczej by udostępnić ślad ruchu kamerze, która jak zwykłe narzędzie zapisze wszystko na dyskach komputera. Potem przyciskiem klawiatury wybrana będzie przestrzeń, architektura, pogoda i pora roku, mina, gest oraz treści dialogów.
Gdy już powstanie kolejne komercyjne dzieło podobnym guzikiem, lecz kinowego fotela, będziemy demokratycznie głosować, która z dostępnych produkcji zostanie pokazana na perełkowym ekranie.
Grindhousowa estetyka lat siedemdziesiątych opanowuje współczesne technologie kina. Nie dosłownie, nie tak samo, ale podobnie, na miarę nowego wieku i jego oczekiwań. Tylko dokument zastanie na placu boju. Szczery, czasami prosty film co nie obejdzie się bez żywego człowieka. Który wymaga prawdziwej przestrzeni, czasami społeczności lub miejsca dziania się akcji. Pewnie za 10 lat niczym obecni wielbiciele winylu, kinowi fani dokumentu zasiądą uzbrojeni w staromodne okulary by patrzeć na archaiczną formę ruchomego obrazu. Być może niczym zbieracze znaczków będą się spotykali na festiwalach filmowych podobnych do giełdy staroci. A w sejfie niejeden, jak dzieło sztuki, mieć będzie kultowy skrawek taśmy z resztkami narysowanego prawdziwym obiektywem obrazu;)

niedziela, 1 stycznia 2012

życzenia noworoczne

Kochani, sporo się razem napracowaliśmy przez ostatni rok. Wielu z Was śladem prowadzącego tego bloga dostrzega i potrafi wykorzystać potencjał ruchomego obrazu. Cieszę się że mogłem dla was wykonać wiele materiałów, choć równie cieszy mnie ta bardziej offowa część mojej działalności.
Mam nadzieję, że razem będziemy się rozwijać ku waszej i mojej satysfakcji ciesząc się wspólnie zmieniającym się światem (nie każde zmiany cieszą, wiem, wiem)
Wszystkim z którymi lub dla których miałem okazję pracować życzę wszystkiego najlepszego w nowym roku, serdecznie dziękuję i polecam się na przyszłość:)))

podsumowanie roku

Ha ha! - myślałem, że to chwila, jednak trzy lata od pojawienia się filmujących lustrzanek minęły. Sporo się zmieniło. Minął czas zachwytu, nauki, zakupów, odkrywania możliwości, wad i zalet. Kto chciał zaraził się video na dobre, kogo nie pociągało do ruchomych obrazków pozostał w tyle. Canon 5D nie zmienił świata, lecz stał się jednym z narzędzi do jego prezentacji. Dobrze użyty potrafi być niewielkim dostępnym sprzętem rejestrującym video. Zgrabnie się uzupełnia ze stadem cyfrowych kamer RED'a, ARRI, czy Sony. W całym tym rozgardiaszu nie tyle ważne jest pojawienie się lustrzanek video ile ogólna dostępność sprzętu wysokiej jakości. Na festiwalach jak grzyby po deszczu wyświetla się filmy niezależne, offowe ale i komercyjne produkcje zrobione po nowemu, nowocześnie, czasami nowatorsko, nieraz bez budżetu lub "mikroskopijnym w Ameryce" nakładem 70 tyś dolarów;). Internet pełen jest krótkich form, pomysłów, obrazków nie do końca będących filmem, nie wpisujących się w żadne konwencje bo nie jest to już obowiązkowe. Liczy się pomysł i wiedza, wszystko inne jest do kupienia w media markecie za rogiem.

sobota, 1 października 2011

zanik widzenia

Dokumentu nikt prawie nie rozumie, prawie nikt nie ogląda. Prawie nikt się nim nie zajmuje. Na wrocławskim festiwalu NH sporo projekcji dotyczyło tego gatunku. Szczególnie upodobałem sobie debiuty i krótkie metraże ubogacone poprojekcyjną dyskusją, a właściwie jej brakiem.
Nikt się nie spierało o prawdę lub obiektywizm, o udział obserwatora w obserwowanej sytuacji lub słuszność takiego lub innego wyboru. Raczej krótkie informacje, że film jest zaliczeniem semestru lub jakimś odszczepem powstałym z pozostałości po innym unijno/komercyjnym przedsięwzięciu. Taki los dokumentu, w świecie dominujących kolorowych obrazków co mają przynieść ukojenie po pracy, rozrywkę i trochę marzeń o nieistniejącej krainie jamesa bonda. Dlatego pomysł na dokument o lokatorach walących się budynków zostanie raczej w głowie niż na ekranie laptopa. Trzeba byłoby jeszcze pogadać z ludzmi, namówić na wypowiedź profesora Jacka Wodza, kogoś z urzędu miasta, kogoś jeszcze może. Trzeba byłoby porozmawiać z mieszkańcami, obecnie przesiedlonymi w różne miejsca aglomeracji śląskiej... . Trzeba byłoby wreszcie pójść do kina na Drive, opowieść o chłopaku, który za dnia pracuje w roli kaskadera, nocami wynajmując się jako kierowca gangsterów...;) video "Karb"

niedziela, 3 lipca 2011

kanał gliwicki

Nareszcie wracam do odłożonego na czas zimowy projektu dokumentalnego. Poprzednie lato pozwoliło na rejestracje sporej ilości materiału. Wykształciła się wreszcie konstrukcja całego filmu, i powstały ostatecznie założenia. Pozostaje się brać za robotę. Rozmówcy czekają. Sporo kłopotu było z wyborem głównego tematu dokumentu. Kanał okazał się źródłem tak wielkiej ilości ciekawych informacji, że trudno było podjąć decyzje. Kiedy latem 2010 wybrałem się do gliwickiego portu nie znałem jeszcze ludzie przewożących 500 tonowe barki po wąskim kanale, nie znałem też historii tej niezwykłej drogi wodnej. Po kilku wizytach w porcie, paru rozmowach z pracującymi tam ludźmi bakcyl zaczął się rozwijać. Obowiązkowa pierwsza jazda z Gliwic do Koźla, wielokrotne przemierzenie tej drogi brzegiem kanału, Port w Koźlu, stocznia... .

czwartek, 4 listopada 2010

czarno-białe jest wspaniałe


Gdy zrobisz coś bez koloru zaraz pytają dlaczego. Pół biedy gdy twoje dzieło pretenduje do miana sztuki. Wtedy być może będzie ci wybaczone. Gdy jesteś jednak autorem produktu masowego, wtedy ci biada. Bronią się tylko najlepsi.
Kolor jest elementem obrazu. Tak samo jak treść, kadr, kompozycja, ruch - sporo płaszczyzn komunikacji i nie wszystkie zawsze są ważne. Czasami dzieje się tak w wyniku wyboru, choć bywa że jest efektem kulawego warsztatu filmowca. Kolor potrafi dominować w obrazie. Może zasłaniać ważne treści, choć powinien podkreślać to co przekazuje nam widziany obraz. Kolor sam może być treścią obrazu, nieść emocje tak samo jak słowa czy dziejąca się akcja. Bywa że brak koloru jest najlepszą kolorem dla oglądanych obrazów... . Tak uważam. Kadr z filmu "Tetro", zdjęcia Mihai Malaimare Jr.