sobota, 22 września 2012

sztuka niezatapialna

Postęp wyniszcza. Absorbuje myślenie odciągając od tego co ważne. Uczestniczymy w pogoni za króliczkiem. Inna matryca, lepsze kodeki, nowe gniazdko, czy jeszcze jedna opcja w okienku wyświetlacza. Króliczek się zmienia, ewoluuje. Zamienia producentów, modele i typy wyrobów. W tym wszystkim co rusz się zapomina że ponad stuletnie kino pozostaje niezmiennie takie samo.Niedawno całkiem zachwycał mnie montaż "Pulp Fiction", lecz... "Do Widzenia Do jutra" techniką zdjęciową nie różni się wcale. Te same długie na kilka minut sceny, podobna praca steadycamu (wtedy już było coś takiego?). Czasami niewiarygodnie długie ujęcia, poprawne panoramy i dialogi. Język kamery jest stały, choć nasz króliczek ucieka. I nie przeszkadza wcale że "Melancholia" Larsa Von Tiera, zmontowana wbrew szkolnym zasadom, ogląda się świetnie.Jest w "Do widzenia..." scena spaceru po kościele. Długa jak sam kościół i jeszcze trochę. Z jednej kamery. Za to zrobiona z głową, operatorską głową. I mnie się wydaje że tej głowy ćwiczenie jest naważniejsze. Reszta to tylko zabawki, sypiące się ostatnio jak króli z rękawa magica.