sobota, 19 kwietnia 2014

jestem tenisistom



Od ponad miesiąca używam Blackmagica. Pocketa. Poznałem go dobrze. Świadomie wybrałem taką kamerą. Malutka, bardziej kompakt niż narzędzie do filmu, niezbyt wygodna, za to z wysokiej jakości obrazem. Uznałem jej wady i staram się użyć zalety. Na lekkim statywie, z niewielkim obiektywem i czasem lampką od manfrotto porywam ten zestaw do ręki i zwiewnym krokiem zabieram się do pracy. Po to go wziąłem. Mój cały sprzęt jest lżejszy niż dźwięk ekipy z TV-pierdu co podśmiechuje się na mój widok. Co pyta czy nie stać mnie na lepszą, albo się martwi że nie wiem co w ogóle robię. I tak jest wszędzie. Nie pyta nikt dlaczego. Bez cienia ciekawości pada ekspercka ocena: eeeee małe-niedobre. Uniwersalna wiedza każdego, od pana Staszka co pierwszy raz przed kamerą do piarowca co tylko dużym może budzić respekt. Każdy wie lepiej, umi ocenić. Każdy rozumie jak działa kodek jeden czy drugi, co to jest osiem o co 12 bitów, po co jest RAW a po co inny format - no sami eksperci asz się boję. A może nie… . I tylko jeden premier Pawlak zapytał przy okazji. „a czemu taka a nie inna, na co pozwala i czy się sprawdza, czy to kierunek czy dziwactwo?” - miło się rozmawiało i choć polityki nie cierpię to myślenie bardzo szanuję.


piątek, 18 kwietnia 2014

Zanikanie przez niechcianie

Dokumentu prawie nikt nie rozumie, prawie nikt nie ogląda.  Prawie nikt  się nim nie zajmuje.  Na wrocławskim festiwalu NH sporo projekcji dotyczyło tego gatunku. Szczególnie upodobałem sobie debiuty i krótkie metraże ubogacone poprojekcyjną dyskusją,  a właściwie  jej brakiem. Nikt się nie spierało o prawdę lub obiektywizm, o udział obserwatora w obserwowanej sytuacji lub słuszność takiego lub innego wyboru. Raczej krótkie informacje, że film jest zaliczeniem semestru lub jakimś odszczepem powstałym z pozostałości po innym unijno/komercyjnym przedsięwzięciu. 
Taki los dokumentu, w świecie dominujących kolorowych obrazków co mają przynieść ukojenie po pracy, rozrywkę i trochę marzeń o nieistniejącej  krainie jamesa bonda. 
Dlatego pomysł na dokument o lokatorach walących się budynków zostanie raczej w głowie niż na ekranie laptopa. 
Trzeba byłoby jeszcze pogadać z ludzmi, namówić na wypowiedź profesora Jacka Wodza,  kogoś z urzędu miasta, kogoś jeszcze może. Trzeba byłoby porozmawiać z mieszkańcami, obecnie przesiedlonymi w różne miejsca aglomeracji śląskiej... . 
Trzeba byłoby wreszcie pójść do kina na Drive, opowieść o chłopaku, który za dnia pracuje w roli kaskadera, nocami wynajmując się jako kierowca gangsterów...;)